W ramach naszej jednodniowej wyprawy udało nam się zobaczyć tylko trzy zamki obronne: w Olsztynie, Mirowie i Bobolicach. Największe wrażenie wywiera ostatnia budowla, która została gruntownie odbudowana i udostępniona zwiedzającym (przynajmniej jej większa część).
Z zamkiem olsztyńskim wiąże się interesujące podanie, według którego z zachowanej po dziś dzień wieży usłyszeć można jęki, krzyki i zawodzenia pewnego niesubordynowanego Wielkopolanina. W roku 1333 na tron wstąpił król Kazimierz, zwany póżniej Wielkim, który podjął się dzieła umocnienia zjednoczonych ziem polskich. Ziemie te narażone były na najazdy zakonu krzyżackiego od północy, a od zachodu – Luksemburgów. Ponadto silna władza w ręku króla nie znalazła uznania wśród potężnych rodów Wielkopolski.
Na czele ruchu antymonarszego stanął wojewoda poznański – Maćko z Borkowic, lecz król, w uznaniu za zasługi jego ojca, mianował go starostą. Maćko prowadził jednak dalej swoją kampanię opozycyjną, nawiązując porozumienie z Brandenburczykami. 4 sierpnia 1352 roku zawiązano konfederację, a na czele przystępujących do niej rodów stanął właśnie wspomniany Wielkopolanin. Siły króla Kazimierza rozbiły konfederację, a Maćko zbiegł na Śląsk, jednak już 6 lat później powrócił i złożył przysięgę wierności królowi.
Długo nie wytrwał w swoim postanowieniu, albowiem wkrótce zaczął ponownie spiskować przeciw swojemu władcy, co ostatecznie rozsierdziło króla, który za złamanie przysięgi i zdradę stanu skazał go na śmierć głodową w lochach zamku w Olsztynie.
Podanie głosi, że do dziś ujrzeć można na murach zamku postać Maćka z Borkowic, który nawiedza to miejsce w zimowe noce.
Źródło: B. Wernichowska, M. Kozłowski, „Więzień olsztyńskiego zamku”, [w:] „Duchy polskie”, Wydawnictwo PTTK „Kraj”, Warszawa 1983
Także i ten zamek ma swojego nieszczęśliwego ducha wdowy, która straciła dwoje swoich dzieci, natomiast trzecie – pierorodny syn został jej odebrany, rzekomo za przyczynienie się kobiety do śmierci dwojga młodszych pociech.
Matka z tęsknoty za synem cierpiała w samotności, aż ujawnił się jej dar janowidzenia, dzięki któremu mogła śledzić losy swojego dziecka. Pewnego dnia jednak ujrzała rzecz straszną – jej jedyne pozostałe przy życiu dziecko utonęło w stawie. Serce niewiasty, nadwyrężone poprzednimi nieszczęściami, nie wytrzymało już bólu.
Duch z Bobolic nie jest duchem strasznym, lecz przynosi szczęście temu, kto go ujrzy. Zachęcam zatem do wypatrywania postaci bladej kobiety wędrującej po zamku. Nam nie było dane jej spotkać.
Źródło: B. Wernichowska, M. Kozłowski, „Blada Pani z Bobolic”, [w:] „Duchy polskie”, Wydawnictwo PTTK „Kraj”, Warszawa 1983
Uwaga: Nie można robić zdjęć wnętrz zamku, ponieważ znajduje się tam wiele historycznych eksponatów, które mogłyby ulec uszkodzeniu, a w rezultacie zniszczeniu.
Źródło: P. Trzeciak, „1000 tajemnic architektury”, Nasza Księgarnia, Warszawa 1967
Wybieram się tam od dawna. Jak na razie udało nam się zwiedzić tylko Ogrodzieniec. Ciekawy opis i ładne zdjęcia!
Witaj! Nominowałam Twój blog do Liebster Blog. Po szczegóły zapraszam na http://madaboutjourney.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html 🙂